Piotr Wasilewski - Moje sześć Crackfilmów

Moje sześć Crackfilmów


Piotr Wasilewski
„Film Pro” – Miesięcznik, nr 10/11 - 1996

Moje sześć Crackfilmów

Uczestnictwo w wielkim wydarzeniu na pewno stanowi frajdę, ale radość jest większa, kiedy wymyśla się takie wydarzenie i żmudną pracą, z życzliwą pomocą innych, przez lata doprowadza go do ogromnego sukcesu. Miałem szczęście zaznać każdej z tych przyjemności. Zapewniła mi je niezwykła przygoda: Ogólnopolski Festiwal Filmu Reklamowego w Krakowie. Gigantyczny, z dzisiejszej perspektywy, zjazd rodzinny środowiska reklamowego w Polsce. Dzięki niemu, i na nim, poznałem słodki smak zwycięstwa, jak również odczułem gorycz przegranej.
Crackfilm ‘95, jak potocznie zaczęto nazywać krakowskie święto reklamy, był moim ostatnim - szóstym - w roli szefa programowego. Rozstając się z agencją Crackfilm, zamknąłem nim pewien etap swojego życia, etap osobliwy, którego wartością największą pozostaną dla mnie ludzie poznani przez te lata i przeżyte doświadczenia, także wspomnienia...
Jakie więc były te sympozja i festiwale, pojawiające się - po raz pierwszy - w 1991 roku, kiedy dopiero od kilku lat zjawisko reklamy zaistniało szerzej i intensywniej w Polsce? Kiedy pączkowały pierwsze studia, agencje i wytwórnie; kiedy reklamę telewizyjną zdominowały plansze z nazwami hurtowników i numerami telefonów? Oj, było śmiesznie i żałośnie zarazem. Narzekano, że tzw. spoty są ubogie, nudne, mało oryginalne. Badania OBOP-u wykazywały, że tylko 6% badanych kupiło coś pod wpływem reklamy TV w 1990 roku, ale już rok później liczba ta wzrosła do 13%.

1991

Nie byłoby pierwszego Ogólnopolskiego Sympozjum Filmu Reklamowego, gdyby nie decyzje ówczesnego szefa Biura Reklamy TYP Piotra Gawła, porządkującego relacje agencji z telewizją, które wywołały protesty młodego środowiska reklamy. Jedna z tych decyzji - o wzroście opłat za emisję reklamówek - wzburzyła branżę. Zajęła się tym prasa. Wykorzystaliśmy fakt buntu: Leszek Wilk, właściciel agencji Crackfilm, firmy na papierze, bez dorobku, i ja, redaktor zamykanego „Studenta". Uruchomiliśmy ideę, o której dyskutowaliśmy już kilka miesięcy wcześniej, w 1990 roku.
Nie byłoby pierwszego sympozjum, gdyby nie pomoc wielu życzliwych ludzi, jakich napotkaliśmy po drodze. W ciągu sześciu tygodni (styczeń, luty) zorganizowaliśmy spotkanie środowiska, które miało przedstawić aktualną sytuację reklamy telewizyjnej w Polsce, a poprzez konkurs uhonorować i pokazać autorów najlepszych reklam.
Do Krakowa przyjechało ponad 200 osób z całego kraju, głównie z Warszawy - centrum reklamowego. Wysłuchali wykładów o wyraźnie sprecyzowanych i aktualnych wtedy problemach. Np. „Warunki uprawiania reklamy w Polsce" (M. Janicki), „O sytuacji producentów reklamowych w Polsce" (J. Kęcik), „Początki telewizyjnego rynku reklamowego" (P. Gaweł), „Jak robić dobrą reklamę TV" (W. Skrobowski), „Czy obecna polska reklama może być skuteczna" (J. Mikułowski-Pomorski). Ponieważ w Krakowie zebrali się przedstawiciele różnych grup interesu, ujawniły się konflikty, pozostające do tej pory w ukryciu. Było to pierwsze forum publicznych wypowiedzi na tematy, poruszane dotychczas tylko w prywatnych rozmowach.
W konkursie pokazano 220 filmów, wszystkie „szły" z kaset VHS, nie były nagrane - jak dziś - na jednej kasecie Betacam. Pokaz trwał ponad cztery godziny. Skończył się w trakcie trwania bankietu, na którym miały być ogłoszone wyniki. Był to najdłuższy cocktail w moim życiu, uczestników chyba też - wydaliśmy sporo na alkohol; trwał bowiem cztery godziny, gdyż dopiero o 1.00 w nocy jury uzgodniło werdykt. Wręczyliśmy nagrody pieniężne. Skromne zapewne - po 5 milionów starych złotych. Jedną z głównych nagród był także przejazd autobusem na trasie Kraków - Rzym - Kraków, ale laureatka (Bożena Hardejewska) z wycieczki chyba nie skorzystała.
Już pierwszy konkurs ujawnił dylemat, jaki pojawiał się w latach następnych: profesjonalne, niezależne jury. Optowałem za ludźmi o znanych nazwiskach (służą reklamie imprezy), ale przede wszystkim kompetentnych. Niekoniecznie praktykach, lecz czujących ocenianą materię. Leszek Wilk upatrywał jurorów głównie w środowiskach literacko - filmowo - plastycznych. Wielokrotnie spieraliśmy się, a efektem tych sporów były konkretne zespoły jurorskie, w których zasiadali obok siebie reżyserzy, operatorzy, businessmani, plastycy, radiowcy, marketingowcy. Ich werdykty nigdy - poza konkursem radiówki w 1994 -nie rozminęły się z ocenami publiczności, co można zapisać na plus wyborów wcześniej dokonanych.
Na własne konto minusów muszę zapisać swoją opinię z tamtego czasu, wyrażoną na łamach kwartalnika „Powiększenie”: „Oglądając bloki reklamowe w TVP, w których coraz rzadziej obecne są reklamy polskich towarów i usług, zrealizowane przez krajowe agencje (tak wtedy było, w 1991 - P.W.) snuć można pesymistyczne prognozy o przyszłości polskiej reklamy”. Z tej pomyłki bardzo się cieszę.

1991- bis

Upojeni sukcesem pierwszego zjazdu jeszcze w tym samym roku, w październiku, wystartowaliśmy z międzynarodowym sympozjum filmu reklamowego, licząc nieskromnie na odzew zagranicy. Byliśmy bezczelnie naiwni. W konkursie filmowym, wśród 89 zgłoszeń, zaledwie 11 było obcych produkcji, nadesłanych w większości przez oddziały agencji Lintas, która właśnie szykowała się do wejścia na rynek polski. Międzynarodowe jury nagrodziło statuetkami Cyklopów - pojawiły się tylko raz - właśnie filmy Lintasa, przebijające o klasy rodzime prace. Ale na dwa Cyklopy Polacy się „załapali”: Leszek Rybarczyk za zabawną reklamę muszli klozetowych i Tadeusz Ryłko także za śmieszną reklamę wag i kas.
Międzynarodowy charakter miał natomiast program pokazów w hotelu „Forum" z udziałem zagranicznych prelegentów, prezentujących bardzo szerokie dokonania współczesnej reklamy na zachodzie i wschodzie Europy, w USA i w Japonii. Powiało światem.
Dla organizatorów sympozjum stało się finansową klapą. Sponsorzy nie dopisali, wpłynęło mało filmów na konkurs, przyjechało niewielu gości (około 150). Koszta podstawowe zaś były wysokie, powiększone o opłaty za wynajem Teatru im. J. Słowackiego na uroczystość pokazu filmów konkursowych i zamknięcia sympozjum. Fanaberia, powie ktoś słusznie - być może, ale zależało nam na podkreśleniu więzi tradycji i nowoczesności, sztuki ducha ze sztuką pieniądza. Zorientowawszy się w niebezpieczeństwie do końca namawiałem Leszka, by „odpuścił” teatr. Uparcie odmawiał. Materialnych strat nie powetowały ani elegancka oprawa finału, ani udział gwiazd estrady (Renata Przemyk, Jacek Wójcicki), ani skrót koncertu pokazany w telewizji. Przez następne edycje spłacaliśmy ten niedobry pomysł. Świadectwem pozostała kaseta video z zapisem koncertu i zestawem reklam nominowanych do nagród, którą otrzymali uczestnicy na następnym sympozjum.
Innym kłopotem były nagrody. Nie mieliśmy zapewnionych wszystkich fundatorów wysokich nagród (po 25 milionów) i zostaliśmy zmuszeni sami podarować - jako anonimowy fundator - taką kwotę polskiemu reżyserowi, który premię odbierał... w ratach przez chyba dwa lata. Nie obraził się jednak i pozostaje do dziś przyjacielem.

1992

Do następnego ogólnopolskiego sympozjum, noszącego oficjalnie numer II, a trzeciego w kolejności, przygotowywaliśmy się już dłużej i staranniej. Tym bardziej, że do programu zostały włączone nowe media reklamowe: radio i prasa, miały one odrębne konkursy. Zobowiązywało także nowe miejsce – aula Collgium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Poprzez wybór miejsca wskazywaliśmy tym razem na związki reklamy z nauką, techniką, rozwojem wiedzy.
Znów był bogaty program, wykłady gości krajowych i zagranicznych, np. „Reklama filmowa jako sztuka” (P. Collisten, Londyn), „Co reklama wniosła do kultury” (J. M. Dagory, Paryż); pouczające pokazy np. „Historia reklamy USA”. Wśród wystąpień znalazły się dwa, które poprzez swój krytycyzm zbulwersowały liczną publiczność. Jedno, zatytułowane „Grzechy polskiej reklamy” zostało opacznie odebrane, choć celem zamówionego przeze mnie autora było sprowokowanie do dyskusji, a nie pouczanie środowiska. Drugie wystąpienie miał Tomasz Raczek, przyznający najgorszym reklamówkom „Czarne ekrany”. Negatywne reakcje publiki dowiodły, że dojrzewające środowisko zaczyna się cenić i nie lubi „wycieczek” pod swoim adresem.
W konkursie filmów reklamowych uczestniczyło m.in. aż 31 całkiem udanych filmików, pod hasłem „Czarno na białym”, promujących nowy tytuł prasowy „Obserwator codzienny”, który mimo bardzo dobrej reklamy prędko zniknął z rynku.
Jury miało problem z rozdaniem Tytanów - „figurek wykonanych podobno z prawdziwego tytanu stosowanego w rakietach kosmicznych” szydził w „Gazecie Wyborczej” juror, Marek Piwowski. W ostatniej chwili wręczania figurki rozpadały się i trzeba było przy pomocy orkiestry odwlekać ceremonię w oczekiwaniu na spawacza, żeby „to” posklejał. To fakt, wykonawca Tytanów zawiódł, ale na jego usprawiedliwienie rzec można, iż tak precyzyjną robotę - rzeczywiście z prawdziwego tytanu - wykonywał po raz pierwszy.
Prawdziwy konflikt ujawnił się dopiero w miesiąc po imprezie, kiedy Bank PKO SA sprzeciwił się przyznaniu agencji Image Art nagrody dla producenta najlepszego filmu, uznając, że to Bank - przedmiot reklamy - jest właściwym laureatem. Spór zakończył się polubownie. Dla nas był to kolejny znak, że Tytany są cenne i odgrywają ważną rolę w promocji laureatów.
Jury miało swoje problemy, organizatorzy problemy z jury. Chciało ono koniecznie dzielić Tytany w poszczególnych kategoriach. Ze względu na ciężar gatunkowy nagród oraz umowy z fundatorami musieliśmy uniknąć takich kombinacji. Ponieważ w mojej gestii pozostawała - przez wszystkie lata - współpraca z jurorami, mocno się wtedy napracowałem, by doprowadzić do kompromisu. Tytanów nie zdublowano, podzielono jedynie pieniądze. Wtedy też wpadłem na pomysł, by w przyszłości zrezygnować z wręczania pieniędzy - swoją wartość miały statuetki, byle doskonale wykonane. Skory jak zwykle do dyskusji Leszek Wilk tym razem nie oponował.

1993

Ponownie zmieniliśmy miejsce: z auli uniwersyteckiej, za małej już na nasze potrzeby, przenieśliśmy się do kina „Kijów” - największej w Krakowie sali ze stałym dużym ekranem, tzw. przestrzenią rekreacyjną i w miarę wystarczającym zapleczem gastronomicznym. Wraz z lokalem zmianie uległa nazwa naszego przedsięwzięcia: Ogólnopolski i Międzynarodowy Festiwal Filmu Reklamowego i Reklamy.
Ponownie powiało światem, naprawdę. Przyjechało rzeczywiście 900 osób (byliśmy zaszokowani), w tym wiele osobistości z wielkich agencji zachodnich. Powodem był serial programowy pt. „Zachodnie agencje reklamowe w Europie Wschodniej”, pokazujący ich dorobek w tej części Europy. Przybył dyrektor generalny elitarnego Międzynarodowego Stowarzyszenia Reklamy (IAA), Norman Yale z Nowego Jorku. Jego wizyta podniosła prestiż imprezy i wpisała festiwal do międzynarodowego kalendarza. Zjechali również posłowie i businessmani z pierwszej ligi, albowiem w programie dużo miejsca poświęcono kodeksom i prawom obowiązującym w reklamie, na świecie i w Polsce. Koalicja Wolnego Słowa VOX ostro sprzeciwiała się uchwalanym pierwszym zakazom wypowiedzi handlowej.
Hitem 4 edycji festiwalu stała się „Noc Reklamożerców”, show reklamowe J. M. Bouriscot z Paryża, zaprezentowane po raz drugi w Europie Wschodniej właśnie na festiwalu. Doskonałą jakość projekcji filmów reklamowych, nagranych na kasetach telewizyjnych, zapewniał projektor „Talaria” sprowadzony przez nas z Monaco - za ciężkie pieniądze - po raz pierwszy do Polski. Wart był takich wydatków: obraz z projektora pokrywał olbrzymi ekran kinowy, umożliwiając smakowanie kadrów filmów reklamowych.
Po raz pierwszy, który to już raz powtarzam te słowo, i jak dotąd ostatni udało nam się pozyskać tzw. Głównego Sponsora festiwalu. Lever Polska zasilił nie tylko naszą kasę, podarował także uczestnikom po zestawie kosmetyków.
Sponsorzy festiwali, ich wyszukiwanie, zachęcanie, długie negocjowanie to zresztą temat na odrębne opowiadanie. Setki rozmów z rozmaitymi ludźmi w całym kraju, Polakami i cudzoziemcami. Najtrudniej było na początku, kiedy wiele firm przekonywaliśmy do samej idei, nie mając w ręku żadnych argumentów, jak rok, dwa później. Szybko i pozytywnie odpowiedziały Baltona, Elgaz, Elektromis - wtedy firmy znaczące, dziś przeżywające kłopoty. W 1991 sponsorami były jeszcze Bank Przemysłowo-Handlowy i MCH Johnson and Johnson, a nawet małe przedsiębiorstwo eLPe z Krakowa. BPH towarzyszyło nam przez pięć edycji, dłużej współpracujemy jedynie z „Gazetą Wyborczą”- patronem prasowym i sponsorem.
Rozrastając się impreza powodowała, że potknięcia i wpadki były raczej nie do uniknięcia. Na tej edycji najpoważniejszym błędem było wręczanie nagród laureatom i zamknięcie festiwalu podczas cocktailu w hotelu „Cracovia”. Po to, by pomieścić tam blisko 1000 osób, zajęliśmy wszystkie sale. W momencie wręczania nagród, w największej z nich, zrobił się totalny ścisk, który zniweczył przygotowaną wcześniej dramaturgię. Już początek festiwalu wskazywał, że będą kłopoty z opanowaniem licznej publiczności: „Przybywających pod kino Kijów, gdzie o 11.15 miało nastąpić uroczyste otwarcie festiwalu, witała kolejka malowniczo wijąca się po chodniku wedle najlepszych wzorów mięsno -meblarskich z lat 80. Ponieważ godzina zero zbliżała się nieuchronnie, zdesperowani organizatorzy wpuścili wszystkich bez wyjątku, prosząc tylko, byśmy później, w trakcie pokazu, dyskretnie wymknęli się i dokonali akredytacji” napisano w „Gazecie Wyborczej”.
Inaczej wtedy być nie mogło, skoro po 9.00 do Krakowa pociągi z Warszawy przywoziły prawie wyłącznie tłumy naszych uczestników. W godzinę, dwie trudno jest obsłużyć tak liczne grupy gości. Tym bardziej, że cały czas pracowaliśmy w kilka osób, bez zaplecza technicznego, np. nie było komputerów. Sztab organizacyjny składał się z 3-5 osób, małe biuro - nie do uwierzenia. Jedynie na okres trwania imprezy zatrudnialiśmy więcej osób, głównie studentów. Niektórzy są dzisiaj ludźmi z dorobkiem, mi.in.: Piotr Fajks, opiekun jury międzynarodowego sympozjum, szefuje Biuru Reklamy telewizji Polsat, Agata Domagała asystuje reżyserom filmów fabularnych, była też na planie „Listy Schindlera”. Mali ciałem, wielcy duchem w 1993 zostaliśmy, a w zasadzie agencja Crackfilm, wyróżnieni „Kamieniem milowym" - za poszerzanie i kształtowanie rynku reklamy w Polsce.

1994

Festiwal ponownie w „Kijowie”, chętnych było dwa razy więcej niż miejsc. Poza tradycyjnymi wykładami i pokazami do programu wprowadziłem trzy równoległe seminaria, odpowiadając na zamówienie głównych mediów: prasy, radia i telewizji. Odbyły się one w szczelnie wypełnionych salach. Wprowadziliśmy też nowy konkurs - reklam zewnętrznych, z Paryża ściągnęliśmy ponownie „Noc Reklamożerców”. Rodzynki zostawiliśmy na ostatni, trzeci dzień, umownie nazwany międzynarodowym. Tego dnia przedstawiliśmy uczestnikom dyrektorów największych, sławnych festiwali reklamy: Cresta Awards, Clio Awards, Cannes Lions, a ci zaprezentowali nagrodzone u siebie filmy. W dobry nastrój wprowadziły uczestników dwa ciekawe pokazy: „Humor w reklamie telewizyjnej” oraz „Wielcy reżyserzy autorami filmów reklamowych”.
Mając na względzie zdrowie psychiczne części krajowego środowiska reklamowego, by nie miało kompleksów przed obcymi, przygotowałem z pomocą Archiwum WFD zestaw polskiej reklamy filmowej przed- i powojennej. Mamy własną tradycję reklamową, więc nie powinniśmy się jej wstydzić. Z tych samych powodów udało mi się znaleźć sponsorów do wydania reprintu książki odkrytej przez dr Bajkę z OBP, a wydanej po raz pierwszy w 1907 (w Krakowie), pod wymownym tytułem „Jak się reklamować”. Zalecenia sprzed 100 lat niewiele straciły na aktualności.
Osobistą radość odczuwałem w 1995 z powodu katalogu, który wymyśliłem i przygotowałem. Zastąpił on dotychczasowe teczki, eleganckie, lecz puchnące z każdą edycją z powodu ilości kartek, wypadających przy nieostrożnym otwieraniu. Pierwszy katalog zawierał m.in. metryczki wszystkich reklam nadesłanych do konkursu. Ujawnialiśmy publicznie nazwiska twórców, dotąd raczej nieznane. Opublikowaliśmy też bogaty w dane zestaw badań nad reklamą w Polsce v 1993 roku. Planowałem, by każdego roku katalog stawał się dorocznym almanachem wiedzy o reklamie w Polsce. Marzyły mi się różne opracowania, analizy, uniwersalne zestawienia, które próbowałem wprowadzić wcześniej. Np. w 1992 kalendarium wydarzeń od festiwalu do festiwalu. Zamierzenia na zespół redakcyjny, na który nie było w agencji pozytywnych decyzji finansowych.
Innym powodem do radości stała się tego roku lista honorowa promotorów polskiej reklamy, na której znalazły się media deklarujące poparcie dla Festiwalu, poprzez m. in. opublikowanie pełnych werdyktów wraz z fundatorami nagród. Nie wszystkie, niestety, wywiązały się z oferty, ale cieszyło ogólne poparcie „czwartej władzy”. Media, zwłaszcza prasa, sprzyjały nam od początku; z każdym rokiem wzrastała ilość publikacji o festiwalu. Najtrudniej było z Telewizją Polską SA, która długo nie mogła znaleźć uzasadnienia dla bezpłatnego wyemitowania nagrodzonych Tytanami reklam. Promocja laureatów służyła przecież samej TVP, utrzymującej się w sporej części właśnie z reklamy. Każdego roku do ostatniej chwili zwlekano w TVP z decyzją, puścić, nie puścić paraliżując nasze działania.
Z wydarzeń przykrych z niesmakiem wspominam fatalny pomysł dwóch bankietów na zakończenie 5. Festiwalu. Jeden miał być dla laureatów, a drugi dla pozostałych uczestników. Chcieliśmy uniknąć tłoku sprzed roku. Zamiar może i dobry, lecz skutek nieprzyjemny wszyscy chcieli być razem! Tu warto dodać, że od samego początku imprezy w 1991 dominujący na niej warszawscy uczestnicy upodobali sobie nocny klub „Blue Box", lokal o niezbyt dobrej sławie w Krakowie, ale bardzo nowoczesny. Laserowe światła, zabawne występy, półmrok, oryginalne drinki stały się magnesem dla wszystkich generacji ludzi reklamy. Spędzali tam każdą noc. Wszelkie próby zmiany siedziby „klubu festiwalowego” nie powiodły się. Mały, jak na potrzeby festiwalu, „Blue Box” został na stałe przystanią reklamożerców.

1995

Znów sukces frekwencyjny, uczestniczyło grubo ponad tysiąc osób. Ochrona w kinie „Kijów” wyłapywała fałszywe akredytacje. Potwierdzała się teza, wyrażona w 1991 przez wiernego kompana, Jacka Kęcika, że za kilka lat ta impreza przyniesie profity.
Tego roku dzięki sprawnej organizacji udało się wyeliminować złe sytuacje, zaś oferta programowa mogła zadowolić wszystkich, może poza radiowcami i prasowcami, dla których nie udało się na żadnej z edycji festiwalu znaleźć właściwej formuły prezentacji ich dorobku przed kilkusetosobowym audytorium. Te media wymagają raczej kameralnych warunków.
Program uwzględniał szeroko reklamę społeczną, zewnętrzną, najnowsze technologie w reklamie, wykłady i pokazy wybitnych praktyków reklamy z całego świata. Były obecne wszystkie znaczące festiwale reklamy, łącznie z niemieckim „Limit: jedna minuta”. Zadowolenia nie przyniosły uczestnikom, mnie także, dyskusje, które w założeniu miały być zaczynem głębszej refleksji. Panel „Sacrum kultura reklama” ze względu na rozmiary kina ograniczył się do wypowiedzi ciekawych skądinąd dyskutantów, salę pozostawiając w roli biernych słuchaczy. Ale czy w ogóle możliwa jest dyskusja z udziałem ponad tysiąca osób?
Eksperymentem, którego trochę się baliśmy, był dobór jury i zmiana regulaminu ocen. Nowy system, tzw. oscarowy zakładał większy udział dyrektorów agencji reklamowych. Koncepcja sprawdziła się, czego wyrazem werdykt przyjęty bez zastrzeżeń. Mimo wszystko jestem przeciwnikiem zasiadania w jury wyłącznie ludzi, których prace choćby pośrednio są oceniane. Dostrzegłem, że o bezstronności części z nich należy jedynie domniemywać
Na tym festiwalu udało się, w rekordowym tempie, przygotować dla uczestników kasety video i audio z reklamami zgłoszonymi do konkursów. Kasety świetnie uzupełniły kolejny katalog. Praca nad tym wydawnictwem sprawiła mi radość, mimo że kosztowała sporo zdrowia wąską ekipę redakcyjną.

***

Przez kilka ostatnich lat miesiąc styczeń i luty były najbardziej gorącymi w moim życiu. Do ostatniej chwili przed rozpoczęciem festiwalu, w czasie jego trwania również, odczuwałem niepewność. Czy uda się kolejna edycja, czy uczestnicy zaakceptują nasze pomysły, czy nie zawiedzie organizacja? Czy złośliwy los nie przekreśli, nieoczekiwanie, ambitnych zamierzeń? Niepokój w tym wypadku nie paraliżował, wprost przeciwnie. Lubię takie wyzwania.
Aliści negatywnym skutkiem pracy w roli organizatora jest to, że omija go wiele przyjemności, także programowych. Nie rejestrowaliśmy ani wykładów, ani pokazów, poza nielicznymi, stąd wiele z nich znam na podstawie relacji z drugiej ręki.
Uczestnicy kilkakrotnie skarżyli się na przeładowany program. On wcale taki nie był. Przygotowaliśmy po prostu bogatą ofertę, każdy mógł wybrać, co chciał, co go interesowało. Konstruując program festiwalu starałem się utrzymać tempo charakterystyczne dla reklamy, wystąpienia powinny być krótkie (nie zawsze takie były), analityczne, ilustrowane filmami, fotografiami. Chodziło o to, by nikt się nie nudził. Skoro większość śledziła pilnie każdy punkt programu, widocznie trafialiśmy w oczekiwania, to cieszy.
Od samego początku działaliśmy metodą faktów dokonanych. Reklama stała się zjawiskiem nie tylko komercyjnym, ale i kulturowym. Marzyło się nam święto branży, w której pieniądze związane są ze sztuką. Można też powiedzieć, że reklama to wielka sztuka za wielkie pieniądze. Wraz z postępem tej branży ewoluowały cele festiwalu. Kilka pozostało niezmiennych: rozliczenie dokonań ubiegłego roku, zasygnalizowanie problemów i wskazanie, gdzie można szukać rozwiązań, konfrontacja ze światem i określenie pozycji, na której aktualnie się znajdujemy w tej dziedzinie.
Sześć edycji ugruntowało pozycję festiwalu. Imprezy o znaczeniu międzynarodowym, w kraju chyba wciąż najważniejszej mimo pojawiającej się konkurencji. To wielka maszyna, którą trudno już zepsuć, a na pewno zniszczyć. Zapytany przed rokiem przez dziennikarkę miesięcznika „Kino”, czy festiwal jest imprezą dochodową, odrzekłem: „W tym roku już chyba tak. Do tej pory to było raczej inwestowanie. A dochód zobowiązuje do stałego rozwoju, nowych pomysłów”. Tych ostatnich nie brakuje, na szczęście...
W tym miejscu jednak urywa się ludowa bajka o Piotrusiu i Wilku, będąca ramą spinającą wielki portret pomysłodawców i organizatorów festiwalu reklamy w Krakowie, opublikowany przed rokiem w miesięczniku „Media Polska” (3/1995). Autor tego barwnego story, Mirosław Bujko, był zdania, że „znów wszystko się skończy dobrze, pod warunkiem, że Piotr przytrzyma Wilka za ogon”. Wilk, sprytny szelma, bardzo chciał wolności, samodzielności, ogon się wyrwał i... po Czerwonym Kapturku jestem drugą ofiarą Wilka.

Laureaci największej liczby nagród indywidualnych na Crackfilmie w latach 1991-1995:

4 - Jacek Kęcik, Leszek Rybarczyk
3 - Basia Poznański
2 - Bożena Hardejewska, Dariusz Kuc, Tadeusz Ryłko, Andrzej Sawczuk, Andrzej Witkowski, Jerzy Orłowski, Jacek Mierosławski, Jerzy Matuszkiewicz, Kot Przybora

Agencje i firmy - Zdobywcy nagród zespołowych na Crackfilmie w latach 1991-1995:

3 - Lintas, Radio RMF FM
2 - Image Art, Young and Rubicam, Studio Filmowe O'kay, Corporate Profiles
l - Oglivy and Mather, Agencja FM Gdańsk, Publicis FCB Poland, J. Walter Thompson Parintex, Leo Burnett, Gruppa66, Kwadrat Poznań, McCann-Erickson, Radio Merkury, Dział Promocji „Gazety Wyborczej”, Agencja Reklamowo-Wydawnicza „Wprost”

Najwierniejsi Sponsorzy Crackfilmu w latach 1991-1995:

5 - Bank Przemysłowo-Handlowy, Kraków
4 - MCH Johnson and Johnson, Outdoor Promocja Plakatu Warszawa
3 - Radio RMF FM i ACS SA Kraków

Najwierniejsi Fundatorzy nagród Crackfilmu w latach 1991-1995:

4 - Biuro Reklamy i Marketingu „Sztandar Młodych", Agencja Reklamy Polskiego Radia Warszawa
3 - Bank Przemysłowo-Handlowy; Redakcja „Wprost", Biuro Reklamy TVP SA, Radio RMF FM

Piotr Wasilewski
„Film Pro” nr 10/11 – 1996

Rozwój festiwalu/
edycja
Crackfilm 1991Crackfilm 1991 bisCrackfilm 1992Crackfilm 1993Crackfilm 1994Crackfilm 1995
Ilość pozycji programowych141721402835
Sponsorzy i fundatorzy141022262723
Uczestnicy festiwalu200 osób15040090012001500
Konkurs filmów reklamowych 2018918617019189
Konkurs reklam prasowych******b.d.7793177
Konkurs reklam radiowych******98179372228
Konkurs filmów adaptowanych *********383720
Konkurs reklam zewnętrznych ************2258
Konkurs kampanii***************25



Uwaga: ta strona wykorzystuje pliki cookies. Więcej informacji o celu ich używania i zmianie ustawień przeglądarki znajdziesz tutaj. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie plików cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

Czym są pliki "cookie" - „ciasteczka”?


Poprzez pliki „ciasteczka” należy rozumieć dane informatyczne, w szczególności pliki tekstowe, przechowywane w urządzeniach końcowych użytkowników przeznaczone do korzystania ze stron internetowych. Pliki te pozwalają rozpoznać urządzenie użytkownika i odpowiednio wyświetlić stronę internetową dostosowaną do jego indywidualnych preferencji. „Ciasteczka” zazwyczaj zawierają nazwę strony internetowej z której pochodzą, czas przechowywania ich na urządzeniu końcowym oraz unikalny numer.

Pliki cookies, wykorzystywane są w celu: tworzenia anonimowych, zagregowanych statystyk, które pomagają zrozumieć w jaki sposób użytkownik korzysta ze stron internetowych dostosowanie zawartości i wyglądu strony do preferencji użytkownika

Używane ciasteczka na naszej stronie


  1. PHPSESSID - identyfikator sesji użytkownika
  2. PersistentQueueNumber,manageableQueueCookie0,goodsport – przechowuje kolejkę zdjęć
  3. offerclient - sesja klienta
  4. CMS_DEBUG – debugowanie strony
  5. jsltTestCookie – testowe ciasteczko
  6. CookieInfo - informacja o wyświetleniu powiadomienia dotyczącego użycia przez stronę plików cookies
  7. __utmaa, __utmab, __utmac, __utmaz - używane są przez usługę Google Analytics która pozwala na generowanie statystyk strony www
  8. ADMS_ID, storeregion, mbox, georouting_presented, BANNER_TYPE, s_pers, s_vi - adobe.com
  9. x-src, datr - używane przez facebook.com

Zmiana ustawień ciasteczek (cookies) w przeglądarkach:


- Opera
- Firefox
- Internet Explorer
- Chrome
- Safari

Wyłączenie akceptacji ciasteczek znacznie ogranicza funkcjonalność większości podstron witryny.