Niespełnione tęsknoty outsidera
(fragmenty wstępu do książki)
(...)Fotografie z ostatniego okresu życia Hłaski są najbardziej znane, kilka z nich umieszczono na okładkach tomów „Utworów wybranych”, kilkakrotnie wznawianych przez oficynę „Czytelnik” po roku 1985. Zdjęcia te w nikłym stopniu odzwierciedlają wizerunek człowieka, z którym utożsa¬miane są „pierwsze kroki w chmurach” i bunty - nie tylko bohaterów jego opowiadań, lecz również jego samego. Hłasko '69 to ktoś świadomy poniesionych strat, zniechęcony. O tym zaś, jak wyglądał on na fotkach z lat 1951-1958, wie mało kto. Szkoda, albowiem w przypadku tego właśnie pisarza polskiego zdjęcia z czasów młodości są dodatkowym elementem wiedzy o „primadonnie jednego tygodnia” - jak został ochrzczony przez tych, którzy wpierw dali mu nagrodę, a następnie odtrącili i skazali na zapomnienie. „Wszyscy byli odwróceni” - głosi napis na warszawskim grobie pisarza, umieszczony przez matkę.
Na szczęście dzisiaj Hłaskowe życiopisanie na trwale przywrócono zbiorowej pamięci, opatrzono je dziesiątkami uczonych komentarzy, tyle, że mało w nich o człowieku. O uczuciu przygody w obcowaniu z literaturą, która bądź co bądź wpłynęła na przemianę opisu polskiej rzeczywistości. Zwłaszcza w utworach powstałych w kraju, w rozrachunkowej z „socem” połowie lat 50. Ale od obarczonych teoriami i klasyfikacjami krytyków nie wypada wymagać zbyt wiele, oni posługują się już wyłącznie mędrca szkiełkiem i okiem. Ta metoda poznania w odniesieniu do Hłaski powoduje zastępowanie legendy antylegendą, co słusznie zauważa Piotr Bratkowski, dowodząc iż - podobnie jak legenda - nie jest prawdziwa. Posiada w zamian wadę tylko sobie właściwą: „odbiera postaci wszelką żywość, autentyczność, dynamizm i w rezultacie atrakcyjność”.
Kreśląc własny portret pisarza w jego okresie młodzieńczym na tle lat pięćdziesiątych, do czasu opuszczenia przezeń Polski i pierwszych miesięcy pobytu we Francji w 1958 roku, nie zamierzam odbierać mu atrakcyjności lub - broń Boże - budować nowej legendy. Hłasko ich już nie potrzebuje. Życie samego Marka w młodości, jak i czasy, w których tworzył wbrew obowiązującym schematom - złożone i wielowątkowe lata pięćdziesiąte - są wciąż ciekawe.
I nie idzie tu głównie o fakty historyczne, lecz o poznanie postaw, pobudek, wartości i celów, do których wtedy ludzie dążyli. W takim kontekście - z konieczności skrótowym i skonstruowanym na użytek tego tekstu - zaprezentowanie osoby Marka Hłaski wydaje się całkowicie uzasadnione. Należy on przecież do gatunku twórców, których „biografie są czymś w rodzaju soczewki skupiającej zasadnicze promienie epoki - twier¬dzi Stanisław Piskor w książce „O tożsamości polskiej” (1988) - a nawet antycypują przyszłe procesy.
W krótkim czasie jednostkowego życia, a nawet w pewnym okresie tego życia, niczym w ziarnie, zawarte są te wartości, które z czasem-rozwijają się w odrębne formy roślinne”.
Przeżyte i opisane prze Hłaskę dramaty stały się udziałem - w różnym natężeniu - bodaj wszystkich powojennych roczników, problemy zaś, jakimi żyli bohaterowie jego polskich opowiadań i powieści, nie zostały przecież dotąd rozwiązane: „Pita z żalu wódka leje się strumieniami, wielkie miłości umierają, ponieważ ich bohaterowie nie potrafią poradzić sobie z coraz trudniejszym życiem codziennym” (P. Bratkowski). A w powieści „Statek na Hel” (1988) Józef Łoziński wprost odwołuje się do Hłaski: „Pomyśl, Klaus, jak trudno jest nam żyć pośród beznadziejnego chamstwa i złości ludzi, jakby wyjętych z opowiadań Marka Hłaski, przygwożdżonych jego młodzieńczym butem do tych obskurnych wielkomiejskich domów”. (...)