- 20 i 21 października 1995
Niezwykły spektakl składający się wyłącznie z reklam przyciągnął do kina "Kijów" więcej widzów niż jakakolwiek premiera w ostatnim czasie.
„Czas Krakowski”, 23 10.1995
- 25 maja 1996
Na widzów „Nocy Reklamożerców” można spojrzeć jak na wariatów. Nie dość, że wszechobecna reklama telewizyjna, uliczna i prasowa potrafi już wyjść bokiem, nie dość, że prześladują nas slogany reklamowe, nadawane przez rozgłośnie radiowe, to jeszcze znajdują się ludzie gotowi przez całą noc na ogromnym ekranie kinowym śledzić reklamowe klipy.
„Czas Krakowski”, 2.06.1996
Atmosfera spektaklu jest z pewnością ewenementem pokazów kinowych. Na żadnym przecież seansie filmowym nie dopuszcza się tak żywej reakcji publiczności. Organizatorzy podgrzewają jeszcze atmosferę, co kilkadziesiąt minut wręczając wylosowanym szczęśliwcom ufundowane przez wielu sponsorów nagrody, a spragnionych kusząc trunkami, m.in. wódką "Absolut", która od lat towarzyszy na świecie „Nocy Reklamożerców”.
„Film Pro”, nr 14-15/1996
- 10 maja 1997
Kino "Kijów" od dawna nie przeżywało takiego najazdu kinomanów. Przed kinem kilkusetosobowy tłum, złożony głównie z dwudziestoparolatków, przez 40 minut napierał na wejście.
„Video Club”, nr 7-8/1997
Organizujący pokaz ze strony polskiej Piotr Wasilewski zadbał o to, by ta "wspaniała panorama mód, trendów kulturalnych i najnowszych osiągnięć w sztuce filmowej" (cytat z folderu imprezy) zyskała należytą oprawę. W tym roku jej punktem głównym było interesujące jednodniowe seminarium "Film reklamowy".
"Aida - Media", nr 7/97
- 9 maja 1998
Podczas pokazów klasycznych filmów promujących czekoladę Leo, cała widownia zachowywała się tak, jakby wzięła sobie do serca słowa szlagieru "Cała sala śpiewa z nami" Jerzego Połomskiego.
„Gazeta Krakowska”, 11.05.1998
- 8 maja 1999
Przekraczając w sobotni, późny wieczór progi krakowskiego kina "Kijów", obdarowany zostałem piwem w butelce, ciastkami, notesami i obowiązkowym gwizdkiem. Już w holu długonoga i kuso odziana hostessa wcisnęła mi do ręki drinka ze znanej szwedzkiej wódki, a Lajkonik przywitał mnie swoja buławą. Teraz już spokojnie mogłem wmieszać się w tłum ośmiuset reklamożerców, którzy kupili bilety na piątą edycję swojego święta...
Zabrakło tym razem balonów, których podbijanie było atrakcją poprzednich edycji imprezy. Na tych, którzy dotrwali do końca, czekały jednak nagrody i niespodzianki na koniec maratonu. Jakie, niestety nie wiem, gdyż zmęczony ale bardzo zadowolony, czmychnąłem z kina "Kijów" o 4 rano. Już dziś jednak wiem, że za rok na pewno tu wrócę. Z puszką Red Bulla i termosem kawy.
„Gazeta Krakowska”, 10.05.1999
- 15 kwietnia 2000
W tym roku, najsłynniejszy spektakl reklamowy na świecie obchodzi dwudziestolecie istnienia. Pierwszy, zorganizowany w 1980 r., pokaz trwał tylko godzinę i obejmował jedynie reklamy kinowe. Pomysł był prosty - Boursicot, francuski miłośnik kina, zauważył, że po seansach kinowych nikt nie zbiera i nie przechowuje taśm z filmami reklamowymi. Bezładnie porozrzucane i nikomu niepotrzebne zwoje po prostu wyrzucano. Zafascynowany reklamą Paryżanin postanowił to wykorzystać - zbierając wszystkie taśmy, w ciągu kilkudziesięciu lat zgromadził największe na świecie archiwum filmów reklamowych. Szybko zauważył, ze podobnych mu pasjonatów jest znacznie więcej. Postanowił zaprezentować fragmenty swojej kolekcji szerokiej publiczności. Ponieważ pomysł przyjęto entuzjastycznie, nocne spotkania z reklamą nabrały cyklicznego charakteru.
Jak to się dzieje, że większość z nas irytują bloki reklamowe w telewizji, a równocześnie setki osób zjawiają się co roku, godzinę przed północą w kinie "Kijów" i wychodzą dopiero ok. 5 rano?
„Gazeta Wyborcza”, 14.04.2000
- 15 maja 2001
Prezentacja filmów przygotowanych na tegoroczną „Noc Reklamożerców” zakończyła się we wczesnych godzinach porannych, a mimo to widzowie opuszczający kino "Kijów" byli pełni werwy i umawiali się na kolejną edycję - za rok.
"Nasza Gazeta", maj 2001
- 11 maja 2002
Przyszło wielu stałych bywalców. Przyszli z jednym właściwie nastawieniem: zabawa przede wszystkim, bez zakazów i konwenansów, wbrew przykazanym dobrym wychowaniem regułom, panującym w kinie podczas standardowego seansu. I słusznie, bo nie był to seans standardowy.
„Gazeta Wyborcza”, 13 maja 2002
- 17 maja 2003
To impreza niepodobna do żadnej innej, nieporównywalna, niedefiniowalna... Bo właściwie, po co rokrocznie spotyka się w kinie "Kijów" około tysiąca fanów? Żeby obejrzeć kilka setek reklamowych filmów, często z krajów o językach tak egzotycznych, że zrozumienie dialogów graniczy z cudem? (...) A jednak publiczność ogląda i wszystkim wyzwolonym emocjom - zachwytowi, lekceważeniu, złości - może dać wyraz. Każdy ma w ręku podstawowe narzędzie - gwizdek - i wolność jego używania: wszak sąsiedzi z foteli obok robią dokładnie to samo. Czy wyobrażacie sobie takie reakcje na normalnym seansie filmowym? Nie... i bardzo dobrze.
„Karnet”, nr 4/2003